8 marca, czyli Kościół kobiet?


Opublikowane w przez robski

8 marca, czyli Kościół kobiet?

Pamiętam, że w moim dzieciństwie ósmy marca był dniem kobiet. Dzisiaj jest Dniem Praw Kobiet. Zmiana istotna i ważna, bo od teraz to właśnie prawa kobiet są centralną wiadomością w mediach w czasie tego dnia. No i w tym roku dzięki temu można było przeczytać w La Croix wywiad z Valentine Rinner, jedną z francuskich feministek, na temat zmian sytuacji kobiet w Kościele w czasie pontyfikatu Franciszka. Z jednej strony wywiad zawiera ocenę tego, co zrobił i nie zrobił obecny papież, a z drugiej strony wyraża oczekiwania.

Ocena jest ostra. Valentine Rinner dostrzega zmiany, jakie zaszły w czasie pontyfikatu Franciszka i podkreśla ich znaczenie. To obecny papież sprawił, że w watykańskiej administracji kobiety zaczęły pełnić istotne funkcje. Krok istotny, bo pokazuje, że rządzenie nie jest tylko i wyłącznie domeną mężczyzn, ale że kobiety też mają w nim swoje miejsce. Jednak ta ważna zmiana nie może przysłaniać rzeczy istotniejszej: żadne zmiany nie zaszły w zakresie teologicznym. W teologii papieża kobiety są przede wszystkim matkami i żonami, mówi Valentine i dodaje: Wciąż mówi się: „Kobiety są wspaniałe w tym, czym są”… ale „w tym, czym są, a co jest przez nas definiowane”! Podkreśla też, że jej środowisko jest ogromnie rozczarowane tym, że rzeczy ciągle się tak mają.

Można się zgadzać lub nie z taką oceną pontyfikatu Franciszka (obrońcy powiedzą, że funkcje dla kobiet w Watykanie są już zmianą rewolucyjną). To, co mnie najbardziej zainspirowało to to, co Valentine wyraża na zakończenie wywiadu, a mianowicie jej oczekiwania. Dla niej Kościół przyszłości to Kościół, który nie wychodzi z założenia, że pierwszą różnicą między osobami jest płeć. I dodaje:

Trudno mi bronić miejsca kobiet lub święceń kobiet, ponieważ uważam to za ograniczające. […] Jeśli otwieramy święcenia, musimy otworzyć je dla wszystkich ochrzczonych. Uważam, że mówienie o miejscu kobiet w Kościele jest redukcyjne. Ten dyskurs był w przeszłości przydatny, by mówić o dyskryminacji: w zarządach pozwolił nam myśleć o parytecie i naświetlić problem. Ale żeby wdrożyć rozwiązania, musimy wyjść poza płeć. [Przetłumaczono z www.DeepL.com/Translator (wersja darmowa)]

Mógłbym powiedzieć podobnie. Też mam problem z obroną miejsca jakieś grupy w Kościele, dlatego, że zasadniczą kwestią nie jest to, czy jedna, czy druga grupa jest zdeprecjonowana, ale generalny brak równości. Poprzez wieki Kościół katolicki zbudował swoją instytucję na wyodrębnieniu i wywyższeniu jednej grupy — samotnych mężczyzn zobowiązanych do celibatu, posłuszeństwa i — w mniejszym lub większym stopniu — ubóstwa w zamian za dopuszczenie do przywilejów instytucjonalnych. No i zbudował całe zaplecze teologiczne dla uzasadnienia tej instytucjonalnej nierówności.

Co ciekawe ta nierówność została przypisana samemu Jezusowi. Jako dowód podaje się jego wolną i niczym nieprzymuszoną wolę zaproszenia na swoją ostatnią wieczerzę samych mężczyzn. Dzięki temu miałby utworzyć kapłaństwo ograniczone tylko do mężczyzn i przekazać mu całą władzę w przyszłym Kościele.

Oczywiście ten tradycyjny argument jest w istocie swojej dość dziwny… Można mu zarzucić wiele, chociażby to, że jego obrońcy tak konsekwentnie trzymają się faktu, że byli tam sami mężczyźni, ale już nie są tak konsekwentni w podkreśleniu tego, że nie byli oni celibatariuszami. W istocie swojej Dwunastu to grupa mająca wiele wspólnego z przyszłym odnowieniem Izraela (dwanaście pokoleń) w nadchodzącym królestwie (panowaniu) Boga, a niewiele z kształtującym się znacznie później (II, III wiek) kapłaństwem. No i wiadomo, że w pierwszych wspólnotach władza, a tym samym i sprawowanie eucharystii były dużo bardziej demokratyczne niż dzisiaj.

Dzisiejsza struktura instytucji Kościoła ma o wiele więcej wspólnego z reformą papieża Grzegorza VII (XI wiek), której celem było uniezależnienie Kościoła od wpływów władzy świeckiej, z kontrreformacją (XVI wiek) i dziewiętnastowieczną reakcją na utratę państwa kościelnego niż z samym Jezusem.

Nie chciałbym oceniać tych przemian, ponieważ miały one miejsce w zupełnie innym świecie niż nasz. Kontekst jest ważny w ocenie każdego wydarzenia historycznego, ponieważ to kontekst determinuje możliwości. Ale jednocześnie ten kontekst pokazuje ograniczenia ówczesnych rozwiązań. No bo te rozwiązania odzwierciedlały sytuację społeczną. Instytucja Kościoła kształtowała się w sposób hierarchiczny i podporządkowany, bo tak był urządzony świat i takie było społeczeństwo.

Dzisiaj świat i organizacja społeczeństwa zmieniły się. Stały się zdecydowanie bardziej demokratyczne ze wszystkimi dobrymi i złymi tego stronami. Powrót do społeczeństwa hierarchicznego wydaje się nie do pomyślenia. W związku z tym pojawiają się pytania. Co stoi na przeszkodzie, żeby Kościół dostosował swoją strukturę do tak ukształtowanego świata? Dlaczego dzisiaj nie można zrobić tego, co zrobiono w przeszłości w Kościele? Czemu struktura hierarchiczna, oparta na władzy mężczyzn żyjących w celibacie, miałby być bardziej boska niż demokracja, w której każdy dorosły chrześcijanin/każda dorosła chrześcijanka — niezależnie od swojego stanu życia — mieliby szansę wziąć pełną odpowiedzialność za wspólnotę?

Może warto wrócić do początków i to nie tylko w sensie początków chrześcijaństwa, ale do wizji antropologicznej, na której zbudowana jest nasza tradycja judeo-chrześcijańskiej, czyli do opisów stworzenia. Ich podstawą jest równość, a podział pojawia się wraz z cierpieniem jako konsekwencją nieposłuszeństwa wobec nakazów Boga.


Laisser un commentaire

Votre adresse e-mail ne sera pas publiée. Les champs obligatoires sont indiqués avec *